Koronawirus. Życie w Siemianowicach (i nie tylko) na zakazach
Decyzję od której trzeba było zacząć wprowadzono na końcu
Od minionej środy (11 marca) kiedy zaczęto wprowadzać ograniczenia w sferze publicznej nasze życie codzienne stanęło na głowie. Wpierw pozamykano biblioteki i inne instytucje kultury, odwołano wszelkie koncerty i wszelkie inne imprezy chcąc ograniczyć możliwość wspólnego przebywania większej ilości osób w jednym miejscu, pozostawiając jednocześnie swobodę podróżowania (jeden pociąg o wątpliwej ochronie sanitarnej to ok. 500 osób zamkniętych w niewielkiej przestrzeni), jeden dyskont to stała wymiana setek osób, korytarze galerii handlowych podobnie. Wnet więc to skorygowano poszerzając zakazy na lokale gastronomiczne.
Kulminację zakazów obiegnięto wprowadzając kordon sanitarny na granicach Polski. Być może jest to skuteczny środek zapobiegający przenikaniu do nas wirusa SARS-Cov-2 wywołującego chorobę o nazwie COVID-19.
I tu pojawia się pytania, czy te pierwsze działania miały odnieść jakiś skutek poza propagandowymi? Czy chodziło o zwiększenie naszego bezpieczeństwa czy tylko wykazanie się zdecydowanymi decyzjami?
Skoro wszyscy nasi „pacjenci zero” wjechali do Polski, to dlaczego kordon sanitarny wprowadzono jako ostatni bastion? Ponad 100 000 osób wróciło w tym czasie do kraju z Włoch, pewnie drugie tyle przejechało granice z innych kierunków, bez żadnego badania czy rejestracji. Od tego trzeba było zacząć i powoli wprowadzając kolejne– i adekwatne – tam gdzie wystąpiła taka potrzeba.
Tymczasem zostały ustanowione niemal wszelkie możliwe ograniczenia i zakazy, w nadziei, że powstrzyma to migrowanie (czy transfer – jak wolą epidemiolodzy) wirusa bez względu na koszty społeczne, ale – to przede wszystkim – finansowe, wskutek „zatrzymania” aktywności gospodarczej przede wszystkim w firmach najmniejszych, często rodzinnych (a te wytwarzają większość PKB).
Kto jednak wie jak wyglądają szatnie i łaźnie w zakładach produkcyjnych ten wie, że nie ma tam mowy o zachowaniu strefy ochronnej wokół własnej osoby, że jest to zbiorowisko osób oddychających razem w niewielkich, wspólnych pomieszczeniach itp.
Urzędy się zamknęły przed „stronami”, chociaż, gdy jeszcze można było do nich wchodzić nie widzieliśmy, aby gdziekolwiek pojawiły się dozowniki z płynami bakteriobójczymi, czy żeby pracownicy ochrony wyposażeni byli w mierniki temperatury. Tak jakby zagrożenie objawiało się dopiero w momencie wprowadzenia kolejnego ograniczenia swobód (np. swobodnego gromadzenia, prawa do prywatności) czy praw obywatelskich (np. prawa do pracy) przeczytaj – Stan koronowany.
No ale cóż. Stan wyjątkowy wprowadzono i trzeba przestrzegać praw jakie on wprowadził. Na szczęście obywatele sami wiedzą jak powinni postępować, czego dowodem obecność w kościołach podczas niedzielnych mszy (tu rząd nie miał nic do gadania). Zarówno hierarchowie jak i proboszczowie po początkowych głupawych wypowiedziach przewodniczącego Konferencji Episkopatu zachowali się mądrze.
W kościele pw. Św. Michała Archanioła na drzwiach wisi kartka informująca, że „na mszy o 15:45 w ostatnią niedziele (15 marca) było ledwie 20 osób”, a i to dlatego, że odbywały się dwa chrzty, u św. Antoniego naliczyliśmy ok. 10 wiernych.
Niestety, zakazy handlu, prowadzenia gastronomi, odwołane imprezy to także utrata pracy dla zatrudnionych w tych placówkach i znaczne ograniczenie dochodów dla właścicieli.
Tu rząd dopiero po kilku dniach zapowiedział jakąś informację – czy zamierza wypłacać jakąś rekompensatę, czy liczy się z zasiłkami i dotacjami dla pracodawców, którzy mogą mieć kłopoty z płynnością finansową? Cisza. I chociaż wiadomo, że pieniędzy na to nie ma (minister Emilewicz rakiem musiała się wycofać z obietnicy zasiłków dla rodziców dzieci starszych niż 8 lat), to nikt nie ma odwagi odwołać wypłatę 14 emerytury. A koszty dla gospodarki zarówno zagrożenia epidemicznego jak i działań podejmowanych przeciwko niemu są ogromne. Konieczne są także działania pomocowe dla osób starszych i to nie tylko podczas zagrożenia epidemicznego – jednorazowa wypłata ich nie zastąpi.
Z objazdu miasta widać, że prośby o ustawianie się kolejek przed sklepem przyjęto za naturalne. Jak nam powiedział Andrzej Ścigała właściciel sieci piekarni, w jego sklepach przebiega to sprawnie i mimo że sprzedaż pieczywa wzrosła o 20-30% to paniki nie ma.
W czynnych sklepach – sporo zgodnie z zakazem było zamkniętych – ludzie spokojnie robili zakupy, chociaż braki mydła, środków dezynfekujących czy papieru toaletowego wydają się stałe. Gdy zapytaliśmy w aptekach, co teraz klienci kupują, to dowiedzieliśmy się, że jedynie klasyczne środki przeciwzaziębieniowe maję większe powodzenie.
I jeszcze obserwacja sprzed weekendu. Wszystkie urzędy zachęcają obecnie do kontaktów pocztowych, telefonicznych i poprzez e-maile. Żaden jednak nie wprowadził komunikatorów video, by można niemal osobiście sprawę załatwić, czy choćby wyjaśnić.
Prezydent Rafał Piech w piątek wydał komunikat, zaś w niedziele wieczorem w mediach społecznościowych wygłosił mądre oświadczenie (może oprócz końcowej części, w której odwoływał się do pomocy sił nadprzyrodzonych). Widać, że lekcję z komunikacji w sytuacjach kryzysowych odrobił.
Potrzebne jest jednak coś więcej niż komunikat o sytuacji w mieście. Potrzebne są działania solidarnościowe i pomocowe dla tych, którym potrzebna jest pomoc (zobacz apel MOPS – tutaj http://www.siemianowice.pl/aktualnosci/pomoc-sasiedzka-dla-seniorow-w-stanie-zagrozenia-epidemicznego.15990/0) oraz tym, którym zabrano pracę i zarobek. A o ile się nie mylę, nawet tego obszaru nie rozpoznano.
Więcej o koronawirusie SARS-Cov-2 przeczytasz tu
http://www.siemianowice.pl/aktualnosci/zmiana-funkcjonowania-placowek-medycznych-w-miescie.15991/
Grzegorz Grzegorek
Zdj. główne – Centrum handlowe ul. Kapicy, sobota, godz. 14:00
Tak informują Katowice
☆ | Dodaj nas i obserwuj w Google News |