Dym po pożarze
Przykładamy lupę do sprawy głośnego pożaru składowiska odpadów z ubiegłego tygodnia. Dziś o firmie, która się paliła.
ROZMOWA Z ADAMEM BISZTYGĄ PREZESEM ZARZĄDU BM RECYKLING SP. Z O.O.
Redakcja. Panie Prezesie, ubiegłotygodniowy pożar, z gaszenia którego zdaliśmy naszym czytelnikom reporterską relację, wywołał we wszelakich mediach lawinę komentarzy wygłaszanych zarówno przez osoby prywatne, jak i czynniki oficjalne. Najczęściej były to komentarze nieprzychylne Waszej Firmie, a czasem nawet różnego rodzaju insynuacje. Nasi czytelnicy sugerowali nam byśmy dokładnie przyjrzeli się całej sprawie, dostrzegając w niej drugie dno. Państwa oświadczenie ze strony internetowej nt. pożaru nie wyjaśnia wszystkiego, dlatego zabiegaliśmy o rozmowę z Panem.
Na początek poprosimy Pana o kilka informacji ogólnych na temat Spółki BM Recykling.
Adam Bisztyga. Firma BM Recykling powstała w 2003 roku z myślą o włączenie się w biznes ekologicznie i prawnie uporządkowanego sektora zwanego śmieciowym. Jest firmą polską z polskim kapitałem. Nasza spółka od początku zajmuje się zagospodarowaniem odpadów. To zagospodarowanie w pierwszym rzędzie koncentruje się na produkcji paliw alternatywnych dla cementowni. Z odpadów produkujemy zamiennik węgla wykorzystywany przy produkcji cementu. Zatem już na tym odcinku możemy pochwalić się usytuowaniem naszej firmy w szeregu podmiotów zaprzyjaźnionych z ekologią.
Zagospodarowanie odpadów przez BM Recykling to również kompostowanie odpadów zielonych, przetwarzanie odpadów komunalnych ( przedsiębiorstwo jest regionalną instalacją koncesjonowaną przez Marszałka Województwa Śląskiego ) oraz obsługa przedsiębiorstw w zakresie gospodarowania ich odpadami. Spółka zatrudnia ponad 80 osób, z tego większość to siemianowiczanie. Ma obroty na poziomie 43 mln zł rocznie. Jest jedyną polską firmą w naszym regionie, która osiągnęła status Instalacji Regionalnej. Jako jedyna spośród polskich firm dorównuje i skutecznie konkuruje z zachodnimi koncernami lokalizującymi swoje przedsiębiorstwa na Śląsku.
Panie Prezesie – wracając do pożaru – nieodparcie nasuwa się pytanie stawiane w mediach, że te pożary to Wasze celowe działanie. Podpalacie sami, by uzyskać pieniądze z ubezpieczenia?
A.B. Nie, nie podpalamy sami. Z przyczyn oczywistych, które zrozumiałe są dla wszystkich ludzi uczciwych. Abstrahując od naszego pożaru: aby takie podpalenie było celowe, to musi być w jakimś stopniu opłacalne, a tej opłacalności tu w ogóle nie ma. Spłonęła część odpadów , które po przerobieniu sprzedajemy, mówiąc prosto – spalił się nasz zysk, a na dodatek część tych odpadów nadpalonych musimy zawieść na wysypisko i za ich przyjęcie drogo tam zapłacić, co jeszcze pogłębia straty.
W branży odpadowej każda większa firma w naszym regionie zaliczyła pożar i pewno nie jest to koniec podobnych wydarzeń. Dla tej branży nie konkurencja, nie brak klientów , niskie ceny, brak popytu czy kryzys są problemem. Tym, czego wszyscy się boimy to ogień. Zbiera on swój plon w postaci spalonych zakładów każdego roku. Ta branża jest tak obarczona ryzkiem pożarów , że praktycznie nie da się jej ubezpieczyć od pożarów, więc o odszkodowaniu w przypadku strat też nie ma mowy.
Jaka była skala tego pożaru?
A.B. Płonęła pryzma, na której mogło być do tysiąca ton odpadów . Wydaje się to dużo , ale my przetwarzamy w skali miesiąca ponad 10 tys. ton odpadów, więc mowa o przedziale 10- 15 % tego co przetwarzamy miesięcznie .
Jak doszło do pożaru?
A.B. To efekt cudzej nierzetelności, której my ponosimy skutki . Ponad pół roku temu podjęliśmy decyzję o wymianie maszyn na bardziej wydajne, aby przeciwdziałać właśnie takim ryzykom. Naszym zamiarem było i jest przyspieszyć procesy przetwarzania odpadów tak, aby było ich jak najmniej na terenie zakładu i jak najszybciej były wywożone. W połowie marca miała odbyć się operacja wymiany maszyn i miała trwać 7 dni (demontaż starych maszyn i montaż nowych) . My zdemontowaliśmy starą linię i w dniu dostawy nowej linii dowiedzieliśmy się od niemieckiego dostawcy, że nowa maszyna nie dojedzie na czas. Zapewniono nas , że opóźnienie będzie parodniowe. Po paru dniach znowu przesunięto termin, potem jeszcze raz i jeszcze raz . W końcu maszyna dojechała z 3 tygodniowym opóźnieniem. W dniu pożaru cała linia była uruchamiana . W skutek tego opóźnienia w zakładzie zgromadziła się znaczna ilość odpadów. Ten przykład pokazuje, że najgorsza sytuacja to brak rzetelnej informacji. Gdybyśmy byli o problemach firmy z Niemiec powiadomieni, to albo nie demontowalibyśmy starej linii – mogła spokojnie jeszcze pracować, albo ostatecznie złożylibyśmy ją ponownie po demontażu i też by nie doszło do pożaru .
To nie jest Wasz pierwszy pożar. Czy tego da się uniknąć? Inaczej prowadzić przerób odpadów, tak aby nie było takich zagrożeń?
A.B. Oczywiście usprawnienia są konieczne , ale tego ryzyka nie da się do końca wyeliminować . W dniu naszego pożaru , były na terenie Polski 2 inne pożary w zakładach z naszej branży i z pewnością w przyszłości będzie ich więcej.
Dlaczego tak się dzieje?
A.B. W odpadach znajduje się wiele substancji łatwopalnych: resztki farb, olejów , rozpuszczalników i innych związków chemicznych, które zapalają się w niskich temperaturach, często w formie samozapłonów . Dobrym przykładem mogą być dezodoranty , opakowania ciśnieniowe po farbach , które w rozdrabniarkach po rozerwaniu od razu się zapalają.
W mediach aktywnie wypowiada się przeciwko Państwa firmie Prezydent Miasta. Jak Pan to ocenia?
A.B. Pan Prezydent po prostu rozpoczął kampanię wyborczą. W dniu pożar przyjechał do firmy, stanął parę metrów za bramą, zrobił sobie parę selfie na tle zakładu i pojechał. Nie zapytał czy może jakoś pomóc, co się dzieje, jak przebiega akcja gaszenia. Widać nie to było ważne.
Co Państwo zamierzają dalej robić?
A.B. W tym miejscu warto wrócić do historii. Zanim nasza firma stała się instalacją regionalną (to znaczy działającą w oparciu o wpis do Krajowego Planu Gospodarki odpadami) rozpoczęliśmy proces przygotowania zakładu do nowych zadań i wyzwań, a było to końcem 2014 roku. Wówczas już wiedzieliśmy, że będą potrzebne nowe hale, nowe wyposażenie w tym zabezpieczenia p.poż . Rozpoczęliśmy proces załatwiania formalności i już na samym początku dokumentacja utknęła w Urzędzie Miasta w Siemianowicach Śląskich. Formalności miały tam trwać około dwóch tygodni, a trwały prawie rok! Ponoć – jak nas poinformowano – złożone przez nas w Urzędzie dokumenty zginęły.
W kolejnych urzędach dokumenty też czekały w wielomiesięcznych kolejkach . To co powinno trwać rok trwa już prawie 5 lat, a końca nie widać . Dzisiaj jesteśmy w punkcie ukończenia projektu technicznego modernizacji zakładu . Do końca kwietnia będzie gotowy projekt przebudowy zakładu i trafi do Urzędu w Siemianowicach w celu wydania pozwolenia na budowę .
Czy to znaczy, że można liczyć na poprawę sytuacji?
A.B. Tak i to znaczącą. Powstanie bowiem kilka dużych obiektów i to wszystko, co obecnie robione jest na zewnątrz – trafi do odpowiednio zabezpieczonych hal. W pierwszej kolejności powstanie hala przyjęcia odpadów komunalnych i zbiornik p.poż , potem pozostałe obiekty takie, jak magazyny, warsztat i boksy .
Czy może Pan podać terminy ?
A.B. Wszystko zależy w jakim terminie uzyskamy pozwolenie na budowę . Jeden z naszych projektów związanych z modernizacją zakładu od wielu miesięcy leży w Urzędzie Miasta Siemianowice i nie wiemy kiedy skończy się to wydaniem pozwolenia na budowę . Nikt stamtąd nie jest w stanie nas miarodajnie poinformować o terminie wydania zezwolenia.
Ze swej strony my w ciągu 6 miesięcy jesteśmy w stanie wybudować najważniejsze obiekty. Oczywiście po uzyskaniu pozwolenia na budowę.
Często słychać obawy, że ta rozbudowa ma służyć zwiększeniu mocy przerobowych – czy to prawda?
A.B. Nie. Nic takiego nie planujemy. Zwiększenie ilości przyjmowanych odpadów wymaga uzyskania pozwolenia, my zaś nie składamy wniosków o zwiększenie ilości przyjmowanych odpadów . Rozbudowa to wyłączenie unowocześnienie zakładu, bez zwiększania jego mocy przerobowych.
Więc stoimy w punkcie testu wiarygodności Pana i Prezydenta Miasta ?
A.B. Mają panowie rację . Od władz miasta oczekuję sprawnego wydania pozwolenia na budowę. Ja słowa dotrzymam – w przywołanym tu terminie te obiekty powstaną.
Zresztą, gdyby administracja pracowała sprawniej, one już mogłyby od dawna stać i funkcjonować. Projekt techniczny był gotowy w grudniu ub. Roku, ale niestety wprowadzone w styczniu zmiany prawa, wymusiły jego ponowne przerobienie. Kosztowało to stratę prawie czterech miesięcy.
Jeżeli Prezydent Siemianowic Śląskich, w interesie mieszkańców – jak sam dobitnie deklaruje i wielokrotnie powtarza – oczekuje zakończenia uciążliwości ze strony naszej firmy, to wyda nam bez zbędnej zwłoki pozwolenie na budowę. My zaś – po prostu – równie bezzwłocznie wybudujemy obiekty chroniące mieszkańców od smrodu i innych niedogodności generowanych specyfiką naszej gospodarczej aktywności. Aktywności, która jest wpisana w rozwój cywilizacji. Ktoś musi po nas wszystkich sprzątać. Robimy to my. Chcemy też, by było to zapachowo i estetycznie niezauważalne dla mieszkańców. Wystarczy, że pozwolą nam wybudować tych kilka obiektów.
Dziękujemy za rozmowę.
NASZ KOMENTARZ
Temat pożaru w BM Recykling skłonił nas do przyjrzenia się dokładniej jaka jest sytuacja ze śmieciami w Siemianowicach i w okolicy. Będziemy o tym informować w kolejnych wydaniach . Mieszkańcy często skarżą się na uciążliwości wywołane prze śmieci głównie prze smród i to dotyczy nie tylko Srokowca, ale również innych dzielnic, np. tych sąsiadujących z Chorzowem czy Katowicami. Śmieci produkujemy w coraz większych ilościach i ktoś musi je utylizować i przerabiać. Zakłady takie jak BM Recykling istnieją w wielu miastach aglomeracji Śląskiej i wszędzie wywołują społeczne napięcia. Czy da się ich uniknąć ? Będziemy o tym pisać w kolejnych wydaniach Portala.