Siemianowice Śl. – Urzędnicy im bardziej się zamykali, tym bardziej chorowali
Miniony – pandemiczny – rok obfitował w wiele decyzji mających nas uchronić przed zgubnym kontaktem z koronawirusem. Jedną z form obrony było zamykanie urzędów, instytucji i placówek wszelakich przed petentami, interesantami, widzami, klientami, odbiorcami, którzy mogli wnieść w samorządowe mury groźnego COVID-a.
Jak się jednak – na przykładzie Urzędu Miasta Siemianowice – okazało, nawet okopy św. Trójcy w postaci zablokowania dostępu do urzędników nic nie dało. Pisaliśmy o tym wielokrotnie, ze takie zamykanie się nic nie pomoże, gdyż nawet z najbardziej strzeżonego urzędu jego pracownik codziennie wychodził i udając się do domu wstępował do sklepu, znajomych, wsiadał do autobusu.
Po co więc było zamykanie urzędów do dzisiaj nie wiemy ?
Postanowiliśmy sprawdzić jaki efekt dało zabarykadowanie Urzędu Miejskiego w Siemianowicach Śląskich.
Dane poniżej prezentowane otrzymaliśmy ze źródła, czyli Urzędu Miejskiego, o czym powiadamiamy, żeby nie było, że wyssaliśmy je z palca.
Tak więc, porównując rok 2019, normalny, pod każdym względem z rokiem nad wyraz nienormalnych decyzji, wiemy, że przy załodze Urzędu Miejskiego wynoszącej w 2019 roku – 413 pracowników (na dzień 31 grudnia 2019 r. by być precyzyjnym) i stanie w 2020 roku – 397 (analogicznie, na ostatni dzień roku) pracowników, w roku 2019, normalnym, tym bez pandemii urzędnicy przechorowali łącznie 4284 dni.
Natomiast w roku obrony przed chorobą i zamknięciem urzędu na ponad 1/3 roku mamy tych dni 5379, czyli o 25% więcej. Relacja nad wyraz interesująca.
Tak sobie myślimy, skoro jedną z zalecanych form ochrony przed zakażeniem było wietrzenie pomieszczeń, może więc trzeba było zamiast drzwi zamykać, okna otwierać?