Rosomak z Siemianowic [cz.4]

rosomak wojskowa akademia techniczna czolgi wojenne

# To był maj [CD]

Po jednostkach zaczęli jeździć werbownicy. Do
Braniewa też przyjechał wtedy oficer. Przywiózł ze sobą
moje papiery i powiedział: „chcemy pana do Akademii
Technicznej poprosić” – wspomina pułkownik. Dodaje,
że decyzji nie podjął od razu. Zapytałem sam siebie:
mam w tym Braniewie siedzieć? Miasto było jeszcze
wtedy całkowicie zniszczone. Porozmawiałem też
z ojcem i doszliśmy do wniosku, że skończenie WAT-u da
mi konkretny zawód – inżyniera mechanika. Zdecydowałem
się.
Po skończeniu studiów na WAT płk Szyngiera
dostał od wojska trzy propozycje: objęcia stanowisko
wykładowcy w szkole oficerskiej w Giżycku,
etat zastępcy kierownika bazy remontowej w Elblągu
i trzecią – pracę w Wojskowych Zakładach Mechanicznych
w Siemianowicach Śląskich.
Byłem szczęśliwy, że padła propozycja pracy
w WZM z kilku powodów – wspomina – Pierwszy, bo
to były zakłady mechaniczne, a ja zawsze bardzo interesowałem
się techniką. Mogłem pracować z ludźmi i to
była główna przyczyna radości. Dodatkowo w Katowicach,
czyli niedaleko, miałem ciotkę i pięć kuzynek. Po
latach okupacji i późniejszej tułaczki, bliskość rodziny
miała ogromne znaczenie.
Pierwszą posadą, jaką objął płk Szyngiera w siemianowickich
zakładach, było stanowisko starszego
kontrolera ds. reklamacji. W WZM były wówczas
dwa takie etaty, bo zakład był odpowiedzialny za
remonty sprzętu wojskowego. W praktyce praca ta
wyglądała tak: w danej jednostce zdarzyła się awaria,
płk Szyngiera lub jego kolega musieli tam pojechać
i ocenić, co się zepsuło i jak naprawić uszkodzony
sprzęt. W każdej takiej delegacji, oprócz pracownika
zakładu, musiał być też reprezentant Szefostwa Służby
Samochodowej MON. W jednostkach wojskowych
komisja określała przyczynę usterki i stwierdzała, czy
była to wada konstrukcyjna, eksploatacyjna, czy błąd
popełniono podczas remontu.

Czytaj nas, co wtorek. Powiadamiać Cię e-mailem ?
Powrót do strony głównej, czyli najnowszego wydania naszego Tygodnika