Zamaskowane argumenty. Maseczki, przyłbice, bandanki [ZMIANA]

bandanki

W kwestii maseczek – nosić czy nie, kiedy nosić i jakie – rząd ogłaszał tyle sprzecznych ze sobą komunikatów, że obecna stanowczość w tej kwestii wydaje się zastanawiająca.

Zresztą teraz także kluczy, niby nie wolno nosić jednych, ale które są właściwe tez nie podaje. Pracujący na problemem profilaktyki ministrowie wolą wydawać rekomendacje.

Przypomnijmy: wpierw zarówno ówczesny minister zdrowia (Łukasz Szumowski) jak i – również już były – Główny Inspektor Sanitarny wyśmiewali sens noszenia maseczek w czasie pandemii.

Sytuacja jednak się zmieniała, aż doszło do obecnego stanu. Od soboty 27 lutego obowiązują nowe przepisy dotyczące zasłaniania ust i nosa w miejscach publicznych. Do tej pory można było tego obowiązku dopełnić, używając przyłbicy, chusty, szalika itp. Teraz obowiązkowa będzie maseczka, której nie można zastąpić niczym innym.

bandanki

Bandanki były OK od 16 kwietnia 2020 r. (wtedy wprowadzono nakaz zasłania ust i nosa) do 27 lutego br., (wtedy okazało się, że są do niczego)

Nie wszystkie szwagry zarobiły

Dlaczego tak się stało? Mamy swoja teorię. Otóż – jak nasi Czytelnicy zapewne pamiętają – w początku pandemii rząd chwalił się kupowanymi na potęgę maseczkami z Chin. Okazały się być bez żadnych atestów. To zostało ustalone, niestety nie ustalono dokąd te trefne maseczki trafiły.

Pisaliśmy też o sprytnym instruktorze narciarskim, który opchnął poprzez brata ministra Szumowskiego maseczek za 5 mln zł.

Zapewne jest jeszcze kilku jeszcze instruktorów którzy chcą w podobny sposób odbić sobie zamknięte stoki i kluby fitness. Tak wiec szaliki, bandanki, chusty, kominy – precz. Już nie chronią. Przez całe lato, jesień i początek zimy chroniły. Coś im jednak zaszkodziło i nie chronią. Chronią tylko „profesjonalne” maseczki. Dlaczego jednak nie wskazano tych najbardziej właściwych, dostępnych, tanich? Bo rząd dobrze wie, że nie ma możliwości, by takie Polakom w wystarczającej ilości dostarczyć. Liczy więc na sfrustrowanych instruktorów, którzy wiedzą co i jak.

Bo zdecydowana większość maseczek na rynku nie ma – tak jak te z Chin – odpowiednich atestów. Te sprzedawane tzw. jednorazowe są przeznaczone dla osób niebędących zarażonymi wirusem COVID! To przed czym chronią! Mają być może (kto to badał, skoro nie mają atestów?!) gorsze właściwości iż niejedna bandanka czy chusta.

Ale przecież nie chodzi o sprzedaż bandanek, tylko maseczek i jeśli ktoś ma maseczki uznał, że warto je spieniężyć.

A miało być tak narodowo…

Prof. Andrzej Horban, doradca premiera ds. COVID-19 powiedział prawdę, że to trochę „żenująca sytuacja” jest, że musimy korzystać z masek produkowanych za granicą. Nie wypomniał jednak nieporadności rządzącym politykom, ich dupowatości w kwestii rządowego projektu „Polskie Szwalnie” ogłoszonego w kwietniu zeszłego roku, który miał dać 100 mln maseczek z 200 polskich szwalni w do końca czerwca 2020 r.

Dzisiaj prof. Andrzej Horban obwinia bankrutujących przedsiębiorców o brak zaradności, bo przecież „mogą szyć maseczki, jeśli chcą mieć za co żyć”. Ot, i cała polityka najgorszego rządu IV RP – jeśli nie potrafimy, nie dajemy rady to wina obywateli ‘bo przecież mogą się wziąć do roboty”.

minister dworczyk

Minister Dworczyk podczas jednej z konferencji, na których rząd ogłaszał kolejny „Narodowy program walki z pandemią”. Fot. © Provided by Spider’s Web

Projektu „Polskie Szwalnie” miał być realizowany pod patronatem prezydenta Andrzeja Dudy, który wtedy, wiosną 2020 roku, prowadził kampanię wyborczą.

Ówczesna wicepremier Jadwiga Emilewicz (skompromitowała się w styczniu tego roku, kiedy broniła prawa swych synów do korzystania z zamkniętych stoków narciarskich), zapewniała, że „jesteśmy tym krajem w UE, w którym szwalnie nie zostały przeniesione do krajów azjatyckich”.

Jednak, jak to się mówi: lepsze deko handlu niż kilo roboty. Więc szwagry już wiedzą gdzie są konfitury.

red. Śląskie Siemianowice

Czytaj nas, co wtorek. Powiadamiać Cię e-mailem ?
Powrót do strony głównej, czyli najnowszego wydania naszego Tygodnika