Zakaz zgromadzeń to – często także – nakaz picia (Siemianowice)
Wątpliwej wartości zakaz może zrujnować dorobek życia
Walka z pandemią wywołaną koronawirusem czasem jest paranoiczna. Leczy się jedną chorobę po cichu zakazując leczenia innych. Wstrzymanie rehabilitacji, konsultacji onkologicznych czy odmawiania wizyt u specjalistów skutkującymi brakiem diagnozy i leczenia choroby to rzecz nienormalna, ale jednak się dzieje codziennie.
Ale są także inne zakazy, dotyczące życia społecznego powodujące także negatywne skutki w leczeniu czy terapiach długofalowych. Zakazane obecnie terapie grupowe u psychologów czy spotkania grup wsparcia w stowarzyszeniach społecznościowych także przyniosą negatywne skutki w zdrowiu, nie tylko tych, których leczenia pozbawiono, ale także u ich rodzin.
Zapytaliśmy o problemy w procesie trzeźwienia i jego utrzymaniu Wojciecha Mietłę, wieloletniego (byłego) prezesa Siemianowickiego Stowarzyszenia Trzeźwościowego Szafran.
– W utrzymaniu trzeźwości ważne jest, by nie być samotnym, głodnym, przepracowanym czy zestresowanym, albowiem te czynniki bardzo „motywują” do sięgnięcia po kieliszek. Dlatego też w naszym stowarzyszeniu spotykaliśmy się co tydzień na ogólnych spotkaniach, była także możliwość spotkania się podczas codziennych dyżurów. Pomagaliśmy sobie wzajemnie, wiedząc, że samemu kłopoty się mnożą, we wspólnocie dzielą, stają się mniejsze i łatwiejsze do pokonania, zrozumienia a często i pogodzenia się z nimi. Obecnie nam to wszystko zabrano. Wiem, że osoby z długim stażem trwania w trzeźwości mają już wypracowany system samoobronny, ale osoby, które dopiero zaczynają drogę w trzeźwości są w bardzo trudnej sytuacji. Obecnie zostały nam rozmowy telefoniczne czy przez skype’a, ale to nigdy nie zastąpi wspólnoty, drugiego, trzeciego człowiek obok, który cię zrozumie i wesprze. Zakaz dla odbywania naszych spotkań to kłody pod nogi w naszych wysiłkach trwania w trzeźwości, wszystkich razem i każdego z osobna. To się powinno zmienić.
Często taka grupa to jedyna społeczność, w której trzeźwy alkoholik traktowany jest jako pełnowartościowy obywatel, z niedobrą przeszłością, to prawda, ale z pełnymi prawami do godnego życia.
Trwanie w trzeźwości przez rok, dwa, pięć, dziesięć to obecnie największy dorobek trzeźwych alkoholików, który może zostać zniweczony zakazem rehabilitacji choroby, z powodu teoretycznej możliwości zachorowania na inną, które MOŻE się przytrafić. Tej jednej, którą mają na pewno zakazano im rehabilitować. Takie postępowanie przypomina leczenie cholery dżumą. To nie jest dobra metoda.
Gag
PS. W nadtytule użyłem – delikatnego – sformułowania „wątpliwej jakości” dla zakazu zgromadzeń (obecnie powyżej dwóch osób), a to dlatego, że okazuje się, że zgromadzenie w ilości 50 osób jest dopuszczalne, gdy się zakaz dla nich uchyli. To urzędnik decyduje, a nie wnioski z badań. Jedyny warunek – muszą się spotkać w kościele. Wtedy zarażenie nie nastąpi?