Uroczystość w stulecie, czyli skąd powrócił Górny Śląsk?

Powrót wg Smolorza

W minioną niedzielę w Katowicach miała miejsce uroczystość, która miała utrwalić polską władzę na Śląsku.

Z tejże samej okazji także w Siemianowicach Śląskich odbyła się skromna uroczystość. Na internetowej stronie siemianowickiego Urzędu Miejskiego możemy w relacji z tego wydarzenia przeczytać zdanie:

„20 czerwca 1922 roku Wojsko Polskie uroczyście wkroczyło do Katowic, co oznaczało powrót części ziem Górnego Śląska do Polski.”

Chciałbym zapytać skąd to Górny Śląsk powrócił? Wg mnie on trwał w swych nieco zmieniających się granicach w tym samym miejscu. To tylko co jakiś czas kto inny uznawał, że to właśnie jemu ta ziemia się należy. Od 100 lat część, a od 80 cały (niemal) Śląsk należy do Polski.

Obchody w Katowicach miały znacznie większy rozmach i ocierały się momentami o groteskę, zwłaszcza wtedy kiedy przebierańcy udawali szlachtę polską, żyjąca na Śląsku jakoby od wieków.

Nie będziemy się pastwić na tymi obchodami bo …oddajmy tu glos Szczepanowi Twardochowi który uczynił to znacznie lepiej (w felietonie zamieszczonym w Dużym Formacie GW z 20 czerwca br):

„Z okazji wizyty prezydenta Andrzeja Dudy na Śląsku, z racji ustanowienia potrzebnego nam jak świni siodło Narodowego Dnia Powstań Śląskich, pod pomnikiem w Katowicach stanęli przebierańcy. Przebrali się za polskich szlachciców z XVII wieku, w cokolwiek obce śląskiej historii i tradycji żupany, wyglądające zresztą jak uszyte z babcinego obrusa.”

Co miały takie inscenizacje współczesnym mieszkańcom powiedzieć, jaki przekaz o historii Śląska zobrazować? Tu też lepiej nie męczyć umysłu, bo Szczepan Twardoch i to zanalizował;

„Przede wszystkim jest to oczywiście okazja do przewalenia publicznych pieniędzy na akademie o znanym wszystkim wdzięku i powabie, na których jakiś nieszczęsny urzędnik urzędniczym językiem opowie kocopały o tym, że od wieków, że polszczyzna, że matki, pieśni, święta katolicka wiara, że powrót do macierzy, że krew i ziemia, i tak dalej, wszyscy znają to smutne pier…enie. Potem będą oklaski i jakiś inny nieszczęśnik albo nieszczęśnica zaśpiewa za dobre pieniądze, za to fałszując, pseudopowstańczą piosenkę, oczywiście po polsku, znowu oklaski, potem zaproszony dygnitarz przetnie jakąś tam wstęgę i coś tam odsłoni, pomnik albo tablicę, której nachalna obecność ma powetować Polakom te sześć wieków nieobecności tutaj, a potem jeszcze wojewoda śląski, jak w każdym wywiadzie, zapewni, że Śląsk był, jest i pozostanie polski, co swoją drogą bardzo lubię, bo skoro tak zapewnia, to znaczy, że wątpliwości są.”

I na koniec jeszcze jeden wyimek – niech on będzie konkluzją – z tekstu Szczepana Twardocha:

„(…) ustanowienie tego nieszczęsnego Narodowego Dnia Powstań Śląskich, kolejna desperacka próba przyszycia naszej tożsamości do polskiej narracji, bo też dla Polski historia Śląska tak naprawdę dopiero wtedy, sto lat temu, się właśnie zaczyna. W tym nieudolnie i grubymi nićmi uszytym patriotycznym fałszerstwie, jak dwie krople wody podobnym do rosyjskich rojeń o Ukrainie, Ślązacy sześć wieków spędzili w historycznej poczekalni, zajmując się przede wszystkim jęczeniem w niemieckich kajdanach i czekaniem na „powrót do macierzy”.

Powrót wg Smolorza

Czytaj nas, co wtorek. Powiadamiać Cię e-mailem ?
Powrót do strony głównej, czyli najnowszego wydania naszego Tygodnika