To było podpalenie. Pożar w Michałkowicach gasiło 250 strażaków
W maju br. roku w Michałkowicach, na terenach przemysłowych pojawił się ogień. Jego gaszenie trwało kilka dni, dwóch strażaków zostało rannych, skażone zostały Rów Michałkowicki i Brynica.
Przez kilkanaście dni ten pożar nie schodził z czołówek portali i gazet.
Jak się okazało był to pierwszy z szeregu innych pożarów składowisk, jakie tego lata pojawiały się w różnych miejscach Polski.
Samo składowisko było nielegalne, zaś zgromadzone na nim odpady okazały się bombą składającą się z kilka tysięcy ton chemicznych substancji niewiadomego pochodzenia i składu.
Potem trochę o nim zapomnieliśmy, jednak śledztwo było wciąż prowadzone. W piątek biegły, powołany do ustalenia przyczyn pożaru wskazał, że ogień na składowisku w Siemianowicach Śląskich został podłożony lub sztucznie wywołany.
Opinia biegłego trafiła już do Prokuratury Okręgowej, która od 13 maja br. prowadzi śledztwo „w sprawie”, po ustaleniu podpalacza, czy podpalaczy zostaną oni oskarżeni.
Być może ustalona zostanie przyczyna podpalenia: czy był to akt piromana, atak destabilizujący sytuację społeczną w kraju przez dywersantów, czy też chęć usunięcia śladów swej działalności przez osoby, które w Michałkowicach utworzyły nielegalne składowisko.
Sprawa nielegalnego wysypiska jest bowiem przedmiotem innego śledztwa, prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową, w którym postawiono już niektórym zarzuty.
(fot. PSP)