Rosomak z Siemianowic [cz.20]

rosomak transporter w wodzie

# Zaczęło się wśród fiordów

Wszyscy w zakładzie czekaliśmy na wynik –
opowiada Roman Kyzioł – koledzy, próbowali podpytywać,
gdzie się da, bo docierały do nas sygnały, że
nie mamy szans. Gdy okazało się, że dostaliśmy ten
kontrakt, radość była ogromna, bo to oznaczało, że
będziemy mieli zlecenia i pracę.
Wynik był sensacją i sprowokował ostrą negatywną
kampanię pod adresem Patrii, WZM i resortu
obrony narodowej.
Z wynikiem przetargu nie pogodził się Steyr.
Walczył gdzie się dało o jego unieważnienie: w sądach,
w mediach. Nigdy jednak, przedstawiciele tej firmy nie
potrafili odpowiedzieć na pytanie, dlaczego złożyli tak
drogą ofertę – wspomina Zemke. Mówi, że naliczył
aż 162 negatywne publikacje na temat przetargu –
i żeby była jasność, autorzy zastanawiali się w nich nie
nad tym, czy pójdę siedzieć, lecz kiedy i do którego
więzienia.
„Dostało” się też siemianowickiemu zakładowi.
Wiceminister Zemke pamięta opinie w stylu: „jak taki
malutki zakład jak WZM w Siemianowicach Śląskich
może poważyć się na tak duży kontrakt?”.
Tymczasem, to okazało się jego przewagą. Cena
pozostałych ofert była tak wysoka, bo z kontraktu
chciały żyć tysiące ludzi z niezrestrukturyzowanych
zakładów – uważa Zemke – ja zaś czułem się odpowiedzialny
za interes Skarbu Państwa i polskiej armii,
dlaczego więc miałem kupować coś droższego, skoro
miałem do wyboru tańszy produkt równie dobrej, a jak
się z czasem okazało, nawet lepszej jakości.
Wiceminister Zemke przed rozstrzygnięciem
przetargu rozmyślnie nie odwiedził żadnego z rywalizujących
o zlecenie zakładów, by nikogo nie faworyzować.
W siemianowickiej fabryce pojawił się dopiero
kilka miesięcy po ogłoszeniu wyników przetargu.
Miałem świadomość, że trzeba tam było sporo
zainwestować. Zakład potrzebował na to środków –
dodaje Zemke. Wtedy znowu zaczęły się problemy
– żaden bank nie chciał udzielić kredytu. Pukanie do
drzwi banków nic nie dało, bo negatywna kampania
w mediach zrobiła swoje. Bankowcy przypuszczali,
że przetarg zostanie unieważniony.
Wtedy z pomocą Wojskowym Zakładom Mechanicznym
przyszedł Bumar, konsolidujący wówczas
część przedsiębiorstw państwowego przemysłu
zbrojeniowego. Ówczesny prezes koncernu zbrojeniowego
Roman Baczyński postanowił wyłożyć
pieniądze na inwestycje i modernizację śląskiej spółki.
To był bardzo duży kontrakt, miał też wiele niewiadomych,
ale pomyślałem wtedy, że warto zaryzykować
i się udało – Roman Baczyński opowiada, że na
uruchomienie pierwszej produkcji siemianowickiemu
zakładowi kredytu udzielili jego dwaj partnerzy:
fińska Patria i Oto Melara, włoski dostawca wieży
z uzbrojeniem.
Potem finansowanie z ich strony się skończyło –
wspomina były prezes Bumaru – zaczęliśmy zastanawiać
się wspólnie z resortem obrony, co zrobić, jak
pomóc? W końcu stanęło na tym, że dofinansujemy
produkcję. Zaczęliśmy wówczas dość ściśle współpracować
z siemianowicką spółką. Efekty przyszły szybko.
Teraz zakład jest jednym z najlepszych w branży. Robi
produkt na światowym poziomie.

Czytaj nas, co wtorek. Powiadamiać Cię e-mailem ?
Powrót do strony głównej, czyli najnowszego wydania naszego Tygodnika